Grawitacja - MODEST, kaeesy kaeesy

Ciężkie nogi, do przodu w lekkich butach

Dzięki Bogu nie w łańcuchach

Gdzie Bóg to pieniądz, gdzie pieniądz to Budda

Tułaczka tu to pustka czy tłusta uczta?

To wulkan, to dęby, to skóra

To woda, to bębny, to gęby, to stówa

W ogóle tutaj nie mam podstaw żeby nie wierzyć wam

Dlatego dużo słucham, słucham, obserwuję i tracisz

W moich oczach niewątpliwie

Bo żyjesz ich życiem — grawitacja synek

A przypomnij sobie co mówiłeś

Gdy żyli twym życiem, codziennie pod wpływem

To niewidzialna siła jak słowa

Z siłą jak bomba jej wartość znam

I życzę zdrówka i zdrowia czy trzeźwy czy bomba

To wiesz, przyciąganie ciał

Lecimy, spadamy, to fuks

Że nie tak jak ostatnio

Zdyscyplinowani jakby szli pod mur

Po drodze zahaczając bagno

Ile razy już sobie obiecałem

Że się ogarnę od poniedziałku

W poniedziałek kurwa tylko kończę pracę

I wkraczam na drogę lumpa, lecz bez browarków

Niby to nie tajfun, a jakoś mnie wciąga

Czyżby pozostałość po czasach Batistuty?

W których przed problemami uciekałem po boiskach

Dziś choćby spełniony jak Forlan, na ławce dysputy

Nie rezygnujmy z czegoś, co sprawia frajdę

Tylko czasem myślę o stabilizacji

Chciałbym porwać kobietę, zostać na Zanzibarze

Gdy jestem świadkiem zbyt wielu osiedlowych akcji

Mój wskaźnik cierpliwości czasem się pali

Dobry prognostyk, bo myślami jestem daleko

Grawitacja dopiero się kończy poza blokami

A tam z kumplami nie słucham płyt ze Stax lub Curtom

Gambe pesanti, avanti con scarpe leggere

Grazie a Dio non in catene

Dove Dio è denaro, dove il denaro è Buddha

Vagare qui è un vuoto o una festa grassa?

È un vulcano, è querce, è pelle

È acqua, sono tamburi, sono bocche, sono cento

Non ho alcun motivo qui per non crederti

Ecco perché ascolto tanto, ascolto, osservo e tu perdi

Ai miei occhi, senza dubbio

Perché vivi la loro vita gravità figlio

E ricorda quello che hai detto

Come hanno vissuto la tua vita, quotidianamente sotto l'influenza

È una forza invisibile come le parole

Con forza come una bomba conosco il suo valore

E ti auguro salute e salute che tu sia sobrio o una bomba

Quella, sai, l'attrazione dei corpi

Stiamo volando, stiamo cadendo, è un colpo di fortuna

Non è come l'ultima volta

Disciplinati come se andassero contro il muro

Lungo la strada, agganciando una palude

Quante volte me lo sono ripromesso

Che mi prenderò cura di me da lunedì

Lunedì, cazzo, finisco di lavorare

E sto entrando nella strada di un barbone, ma senza birra

Non è un tifone, ma in qualche modo mi attira

È un residuo dei tempi di Batistuta?

In cui sono scappato dai problemi sui campi

Oggi, anche se adempiuto come Forlan, sulla panchina della contesa

Non rinunciamo a qualcosa che è divertente

Solo a volte penso alla stabilità

Vorrei rapire una donna, restare a Zanzibar

Quando assisto a troppe azioni di quartiere

Il mio indicatore di pazienza è acceso a volte

Di buon auspicio, perché i miei pensieri sono lontani

La gravità finisce appena fuori dai blocchi

E lì con i miei amici non ascolto album di Stax o Curtom