Inny Gatunek - Dogas, GPD

Zaszyłem oczy, widzę zmysły

Nie wiem po czym mam tyle wizji

Stan rozkoszy, ty wyjdź z płycizny

Czuję twój strach, dla mnie strach już się nie liczy

Nie widzą nas, nie widzą przyczyn

Na co ich stać, zostaną z niczym

Czuję smak czystej więzi

Nie chcę już znać waszych zakłamanych bredni!

Gabinet cieni, szukam głębi

Gapisz się w zenit?

Lecę na księżyc

Spróbuj zmienić, nowy gatunek

Nie zmienisz nas, po prostu nie rozumiesz

Niewidzialni, nie widzisz prawdy

Przeźroczyści, kurwa zbyt banalni

Poczuj salwy, leci Halny, zimne wersy

Zaczynamy, zabieramy was tam, gdzie nikt nie leci!

Mam kurwa tupet, w dupie mam wasz anturaż

Weź mnie pod lupę, lubię szał i dobry rap

Szanuję sztukę, własny styl i dobry sound

Ty szanuj siebie, zarobiony ciężko hajs

To eksperymentarium, ze mną zwariuj

Orbitujemy w tańcu jak przy ogniu stado karłów

Stawiamy totem indiańskim sposobem

Patrzymy w gwiazdy obierając swoją drogę

Zbudziłem bestię, proś o amnestię

Zabijam resztę, chcemy żyć wiecznie

Widzę konstelacje, dostrzegam je wyraźniej

Przestań udawać gwiazdę, w ciemności zaraz zgaśniesz

Zabieram właśnie ten tlen, którym oddychasz

Za moment zjem twój sen i wydam certyfikat

Flow-kosmita, wszyscy mi mówią «unikat»

Moje słowa wnikają w krew jak trucizna!

Ho cucito i miei occhi chiusi, vedo i miei sensi

Non so perché ho così tante visioni

Stato di beatitudine, esci dalle secche

Sento la tua paura, per me la paura non conta più

Non ci vedono, non vedono le ragioni

Quello che possono permettersi, non rimarranno senza niente

Posso assaporare la pura connessione

Non voglio più sentire le tue sciocchezze bugiarde!

Un gabinetto di ombre, cerco profondità

Stai fissando lo zenit?

Sto volando sulla luna

Prova a cambiare, una nuova specie

Non puoi cambiarci, semplicemente non capisci

Invisibile, non puoi vedere la verità

Trasparente, troppo fottutamente cliché

Senti le raffiche, le mosche di Halny, i versi freddi

Ci siamo, ti stiamo portando dove nessun altro va!

Ho un fottuto coraggio, non me ne frega niente del tuo entourage

Guardami, mi piace la mania e il buon rap

Rispetto l'arte, il mio stile e il buon suono

Rispetti te stesso, soldi guadagnati duramente

È un esperimento, impazzisci con me

Orbitiamo nella danza come un branco di nani accanto al fuoco

Mettiamo un totem alla maniera indiana

Guardiamo le stelle, scegliendo la nostra strada

Ho svegliato la bestia, chiedo l'amnistia

Uccido il resto, vogliamo vivere per sempre

Vedo le costellazioni, le vedo più chiaramente

Smettila di fingere di essere una star, nel buio uscirai presto

Sto prendendo proprio l'ossigeno che respiri

Tra un attimo ti mangerò il sonno e rilascerò un certificato

Flow-alien, tutti mi chiamano "unico"

Le mie parole penetrano nel sangue come veleno!