Brutto Czy Netto - Pezet

Wstaję rano, znowu się spieszę

Nie mam nic, tylko NIP i PESEL

Krótka myśl smsem

Nasz związek jest już tylko biznesem

Boli mnie to, powoli mnie to zabija

I chcąc nie chcąc to mija

Garniak, telefon, biuro, neseser

Brutto czy netto, faktura na przyjaźń

Los mi chyba nie sprzyja

I słyszę wciąż, że tak teraz żyją

Od tych, co nie mają czasu na seks

Jak Maria Peszek, ich co nieco omija

Nie wystarczy im Persen na sen

Koks napędza ich serca i chce

Zastąpić im tlen i miłość

Miałem taki sen — paliłem Babilon

Nic z tego nie wyszło

Idę ulicą i niosę swoje nazwisko

Mijam plakaty i bankomaty

I patrzę na tych co patrzą w przyszłość

Mają wszystko podobno, nie znam ich marzeń

Nie mają twarzy i tylko

Gdzieś między nosem, a grzywką

Miejsca na pisanie cen bez namysłu

Sprzedadzą ci swoją bliskość

Oddadzą ją, będą nadzy

I gdyby ktoś miał tyle hajsu i władzy

Świat byłby dawno plażą nudystów

Składam myśli w całość logiczną

Jakoś kiepsko dziś mi wychodzi

I kurwa chyba zostanę buddystą

Albo zaraz zacznę ćpać Acodin

Nasze życie, sny, nasze drogi

Morderce mam w sobie, gdy odchodzisz

Wykorzystałem już wszystkie sposoby, by

Spróbować zapomnieć o tobie

Dziś idę ulicą, gdzie nie ma nic co może zaskoczyć mnie

Choć starym nawykom i starym wygom

Dawno powiedziałem nie

Gdybyś spróbował przez chwilę być mną

Wtedy założę się, że

Przegrałbyś wszystko nieraz

Albo wszystko naraz

I upadł na twarz tutaj gdzie

Spójrz mi w oczy, brutto czy netto?

Ile za jej dotyk, brutto czy netto?

Kup moje kłopoty, brutto czy netto?

Ile floty, brutto czy netto?

Powiedz szczerze, brutto czy netto?

W co jeszcze wierzysz, brutto czy netto?

Ile mam zapłacić i w którym urzędzie

I czy brutto czy netto za czyjąś atencję

Ha, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas

Jest, tyle dobra w nas, ha, tyle dobra w nas

Jest, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas

Jest, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas

Gaszę fajka pod podeszwą

Tylu ludzi już ode mnie odeszło

Mijam kluby, gdzie codziennie jest gęsto

I wiem, że w tych miejscach bywałem za często

Jedni są tu wciąż tak jak ja

Bo stracili dom albo związek lub dwa

Parę bomb, jeden joint albo dwa

Nalej ziom, nalej ziom, niewiele to da

Chciałbym stąd uciec, chciałbym uciec jak najdalej stąd

Bo to jest głupie i zatrute, nic nie warte zło

Dużo kosztuje to co, czujesz, wyjmij kartę bo

Jutro, gdy wstaniesz znów zastaniesz stare twarde dno

Wstaję z kacem, zaczynam maraton

Znów wypłacam hajs z bankomatu

Chciałbym iść na spacer, jest lato

Lecz za to się płaci dużą bańkę bez VATu

Ci co mają patent na to, by czasu nie liczyć, są niczym Terminator

Mam pomysł, wpadłem na to

Krzysztof Ibisz to Benjamin Button

Może kupię na raty miłość

Albo zmienię jakość na ilość

Lubiłem te czasy, gdy żyłem chwilą

Nie pamiętam już, kiedy to się zmieniło

Mijam kino i puby i ludzi bez twarzy

Znów stoją przy barze i wiem

Dla nich nic nie jest ważne prócz

Pensji i gaży, popytu, podaży i cen

Miałem sen, ale się nie sprawdził

Stało się, bądźmy poważni

Mało chcę jakkolwiek to zabrzmi

Ale wiem, by do nikogo nie podchodzić bez gardy

Mi alzo la mattina, ho di nuovo fretta

Non ho altro che NIP e PESEL

Breve pensiero tramite messaggio di testo

La nostra relazione è solo un affare

Mi fa male, mi sta lentamente uccidendo

E passa, che gli piaccia o no

Garniak, telefono, ufficio, valigetta

Lordo o netto, una fattura per amicizia

Non credo che il destino sia a mio favore

E posso ancora sentire che è così che vivono adesso

Da quelli che non hanno tempo per fare sesso

Come Maria Peszek, le mancano un po'

Persen non è abbastanza per dormire

La coca cola alimenta i loro cuori e lo vuole

Sostituiscili con ossigeno e amore

Ho fatto un sogno del genere: stavo fumando Babylon

Non ne è venuto fuori niente

Sto camminando per la strada e porto il mio nome

Passo manifesti e bancomat

E guardo a chi guarda al futuro

Hanno tutto, non conosco i loro sogni

Non hanno volto e solo

Da qualche parte tra il naso e la frangia

Posti dove scrivere i prezzi senza pensare

Ti venderanno la loro vicinanza

La daranno via, saranno nudi

E se qualcuno avesse così tanti soldi e potere

Il mondo sarebbe stato molto tempo fa una spiaggia per nudisti

Metto insieme i miei pensieri in un tutto logico

In qualche modo oggi non sto bene

E credo che diventerò un buddista, cazzo

O sto per iniziare a fare i farmaci Acodin

Le nostre vite, i nostri sogni, i nostri modi

Ho un assassino in me quando te ne vai

Ho usato tutti i modi per

Cerca di dimenticarti di te

Oggi cammino per strada dove non c'è niente che possa sorprendermi

Anche se vecchie abitudini e vecchie abitudini

Molto tempo fa ho detto di no

Se hai cercato di essere me per un po'

Allora ci scommetto

Perderesti tutto più di una volta

O tutto in una volta

Ed è caduto a faccia in giù qui dove

Guarda i miei occhi, lordi o netti?

Quanto per il suo tocco, lordo o netto?

Compri i miei guai, lordi o netti?

Quante flotte, lorde o nette?

Dici onestamente, lordo o netto?

In cos'altro credi, lordo o netto?

Quanto devo pagare e in quale ufficio

E se lordo o netto per l'attenzione di qualcuno

Ah, così tanto bene in noi, sì, così tanto bene in noi

È così buona con noi, ah, così bene con noi

È così buona con noi, sì, così bene con noi

È così buona con noi, sì, così bene con noi

Ho tirato fuori il tubo sotto la suola

Tante persone mi hanno già lasciato

Supero i club dove è densamente popolato ogni giorno

E so di essere stato in questi posti troppo spesso

Alcuni sono ancora qui come me

Perché hanno perso una casa o una relazione o due

Un paio di bombe, uno o due

Versa, amico, versa amico, non servirà a molto

Vorrei allontanarmi da qui, vorrei allontanarmi il più possibile da qui

Perché è stupido e avvelenato, non vale niente di male

Costa molto cosa, ti senti, tira fuori la carta perché

Domani, quando ti alzi, ritroverai il vecchio fondo duro

Mi alzo con i postumi di una sbornia, inizio una maratona

Sto prelevando di nuovo contanti dal bancomat

Vorrei fare una passeggiata, è estate

Ma per questo paghi una grossa bolla senza IVA

Coloro che hanno il brevetto di non contare il tempo sono come Terminator

Ho un'idea, me la sono venuta

Krzysztof Ibisz è Benjamin Button

Forse comprerò l'amore a rate

Oppure cambierò la qualità in quantità

Mi piacevano quei tempi in cui vivevo il momento

Non ricordo più quando è cambiato

Passo davanti a cinema e pub e persone senza volto

Sono di nuovo al bar e lo so

Per loro, niente è importante tranne

Salari e salari, domanda, offerta e prezzi

Ho fatto un sogno, ma non ha funzionato

È successo, siamo seri

Non voglio però suona

Ma so di non avvicinare nessuno senza una guardia